Wraz z jesienią powróciły tzw. małe emisje publiczne, a na głównego oferującego wyrasta w tym segmencie Prosper Capital DM. To ryzykowny obszar rynku, dotąd nikomu nie udało się opanować go na stałe, a kluczem jest baza zadowolonych inwestorów indywidualnych. – poddaje Puls Biznesu. Obowiązkowy rejestr emisji obligacji w KDPW ma już trzy miesiące i z tej krótkiej perspektywy można oceniać, że informacje, których dostarcza, są przydatne… trochę. Przydatne o tyle, że wiemy, iż emisje prywatne rejestrowane przez agentów emisji (co oznacza, że nie trafią one do obrotu na rynku wtórnym) cały czas są prowadzone, ofert o wartości poniżej 10 mln zł wcale nie brakuje (najwięcej rejestrują jednak firmy leasingowe i są to emisje liczone w setkach milionów), wśród branż przeważają deweloperzy, którzy nie są znani na rynku kapitałowym. Widać zatem, że zainteresowanie tego rodzaju emisjami nie zniknęło wraz z obowiązkiem rejestracji emisji, a dzięki wprowadzeniu funkcji agenta emisji interesy indywidualnych inwestorów (prawdopodobnie to do nich kierowane są emisje o niewielkiej skali) zabezpieczone są lepiej, przynajmniej od strony formalnej. Szczegóły emisji oraz informacje o emitentach nie znajdują się w rejestrze, trudno zatem o ocenę oferowanych warunków.
Od II półrocza możemy mówić także o powrocie tzw. małych emisji publicznych na rynek. Sukcesywnie ponawia je Legimi, ale mieliśmy także emisję The Farm 51 (producent gier), GEO Mieszkanie i Dom (deweloper), PCWO Energy (fotowoltaika), a planowane są także kolejne. Trzy ostatnie organizował DM Prosper Capital i wobec braku podobnych ofert wyrasta on na lidera segmentu zajmowanego niegdyś przez inne domy maklerskie. Nie jest to wdzięczny kawałek chleba, dwa domy maklerskie, które w przeszłości celowały w tego rodzaju emisjach (Polski Dom Maklerski i Invista) straciły licencje, inwestorzy pieniądze, a emitenci upadli. Oczywiście nie wszyscy. Ze statystyk Obligacje.pl wynika, że brakiem wykupu kończy się 20-25 proc. emisji o wartości do 10 mln zł. Odsetek jest wysoki, ale przecież nie 100-procentowy. Inwestorzy powinni po prostu pamiętać o ryzyku, na które zapisują się razem z obligacjami.
Trudno jednoznacznie ocenić, jaka jest faktyczna kondycja rynku obligacji adresowanych do indywidualnych inwestorów, i nie można dziwić się ostrożności emitentów wcześniej obecnych na tym rynku. W najnowszej emisji publicznej PCC Rokita zdecydował się na podniesienie oprocentowania obligacji (po pięciu latach od ostatniej obniżki), a wartość emisji ustalił na 15 mln zł — najmniej od 2011 r. (była to pierwsza emisja obligacji przeprowadzona na podstawie prospektu emisyjnego zatwierdzonego przez KNF) i to mimo że ostania emisja Rokity z kwietnia rozeszła się na pniu (zapisy w emisji wartej 25 mln zł zredukowano o ponad 64 proc.).
Tymczasem Catalyst przechodzi powolną ewolucję. Liczba emitentów spadła w cztery lata o jedną trzecią, ale ci, którzy na rynek wchodzą, reprezentują inny segment rynku. Emisje małe zastępowane są dużymi — w skali Catalyst debiut obligacji KGHM wartych 2 mld zł jest wydarzeniem niemałym. Przy nominale ustalonym na 1 tys. zł obligacje mogą trafić także do portfeli inwestorów indywidualnych, o ile odpowiadać im będzie około 3 proc. rentowności za pięcio- lub dziesięcioletnie papiery. Na takiej zmianie powinno i zależy organizatorom rynku — więksi emitenci, więcej płynności i handlu, mniej ryzyka defaultów. Inwestorzy zaś muszą zaakceptować, że mniejsze ryzyko oznacza też i niższą rentowność, chyba że wolą poszukać czegoś bardziej kalorycznego. Na obligacjach KGHM zarobią jednak więcej niż w większości funduszy obligacji korporacyjnych.
Link do artykułu: https://www.pb.pl/male-emisje-nie-zniknely-972229